piątek, 23 sierpnia 2013

ZBYSZEK JANCZUKOWICZ

Jest po pierwszej w nocy. Jutro wstajemy rano i spieszymy sie na pociag, ktory wywiezie nas z Bangkoku w gory na polnocy, najpierw do Chiang Mai (14 godzin jazdy), potem do Pai (3 godziny). Bangkok jest piekny i fascynujacy, zywy i przy tym (relatywnie) cywilizowany. Sa dlugie ulice, place, chodniki i parki, mozna nic, tylko spacerowac. Dla mnie, po Indonezji, to jak niebo. Znalezlismy hostel nad kanalem, gdzie wszystko jest porozrzucane, obsluga rzadko sie pojawia, a kolorowo ubrani goscie leza na lezakach i pija piwo do rana. Przy cenie 30 zl za noc, oproznilismy polowe funduszu tajskiego, bedziemy wiec szukac schronienia w gorach. Podobno farangi (tajlandzkie bule) zyja tam na farmach ekologicznych, gdzie zyje sie zdrowo i bez pieniedzy. Cos jak bylismy na Ukrainie dwa lata temu, tylko inne owoce, wiecej deszczu i wszystko z bambusa.

Wracam spac i pakowac plecaki. Mam nadzieje, ze blog dziala i bedzie sie wyswietlal. Patrycja lepiej sie zna na tych rzeczach. Pojutrze, napiszemy z Chiang Mai dokladniej o wszystkim.
Dworzec kolejowy w Bangkoku. Wydzielone miejsca dla mnichów

W pociągu - puste miejsca, bo to 3 klasa i ludzie się boją, i dobrze, bo mamy cały wagon dla siebie :)

Z pociągu. Trasa Bangkok - Chiang Mai, 594 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz