środa, 18 września 2013

PPG

Buddyjski klasztor w lesie czyli dramat w trzech aktach


Obsada (kolor w zaleznosci od stroju):

Pomaranczowi: 
1. jowialny opat, ktory wciaz powtarza "no talking, people only talking, talking, talking, be mindful, be happy, tomorrow breakfast, big party, happy, happy, everybody happy", pozniej sie okazuje, ze przez 17 lat byl lesnym mnichem, ktory wloczyl sie po calej Tajlandii, spal w jaskiniach, albo pod drzewem i to zawsze w pozycji siedzacej
2. wielki mnich ze zwichnieta noga, okazalo sie ze to sedzia na urlopie
3. maly mnich - pilot samolotow
4. stary mnich, uprawia ogrodek i scina bambusy
5. chudy, dostojny anglojezyczny mnich, od ktorego jakos promieniowalo wiedza i glebszym zrozumieniem
6. inni mnisi, mlodzi, starzy, chudzi, grubi, w okularach, bez

Biali:
1. farangi na odwyku (zagraniczniacy), ktorzy przybyli z ciekawosci, braku pieniedzy albo dla szpanu, a w tym:
a) Ruski - Ksiusza i Denis, co sie wlocza po ashramach i komunach w Azji
b) kolejny Rusek Olek, co przyszedl z Rosji piechota i szuka mistrza, co mu objasni znaczenie Fity, elementu, symbolu, znaku i pierwiastka zycia, wynalezionego przez niezidentyfikowane starozytne cywilizacje
c) Becki i Helena - Angielki z prowincji, studiowaly historie i matematyke, bardzo sympatyczne, Becki wczesniej uczyla w Chinach, 
d) Zoe - Australijka ze zgolona glowa i udajaca mniszke, ale za wysoka na lekkie przemykanie sie po klasztorze i sluzenie mnichom w schylonej pozycji
e) Julian - Austarlijczyk, ktory chyba nas sledzi, spotkalismy go w Bangkoku, potem w klasztorze, apotem w Paiu, wczesniej pracowal na infolinii dla samobojcow
f) Justin - Amerykanin, ktory pracowal wczesniej z birmanskimi uchodzcami i ma jakas teorie spiskowa dotyczaca walki Dalajlamy z Ruskimi i Amerykanami
g) Lysy - nic nie mowi, nieustannie baaaardzo wolno chodzi i patrzy sie na stopy, nic o nim nie wiadomo, po za tym, ze farang
g) Anke, Felix, Florian i inni, w tym my
2. uduchowieni Chinczycy i Taje, ktorzy przybyli na medytacje metoda vipassana, glebokiego wgladu.
3. mniszki - starsze Tajki, ktore postanowily wstapic do zakonu, lyse glowy, biale szaty, zapach eukaliptusa

Kolorowi:
1. gruba kucharka, ktora zawsze widziala jak chowalam banany do kieszeni
2 inni Tajowie z wioski, ktorzy pracuja na utrzymanie klasztoru, gotuja, buduja nowe chatki, sprzataja, skladaja ofiary itd.


Akt I
Klasztor i jego regula

Kazdy ma jakas ciekawa historie z zycia, jakis powod, dla ktorego znalazl sie w klasztorze. Kuti (bungalowy) sa bardzo wygodne, drewniane, z lazienka, kazdy dostaje swoj, coby mu sie lepiej medytowalo. Oczywiscie zakaz alkoholu, papierosow i seksu na terenie klasztoru. Wszyscy dostaja luzne, pokutne, biale ciuszki. Kobiety i mezczyzni w osobnych kuti. Wszyscy ukradkiem po cichu ze soba rozmawiaja, zazwyczaj przy krojeniu warzyw dla ryb w stawie, ktore maja wielkie paszcze i sa ciagle glodne. Oczywiscie tylko Biali ze soba dyskutuja, Kolorowi cos komentuja po tajsku, a Pomaranczowi tylko sie usmiechaja. Biali wymieniaja sie doswiadczeniami i technikami medytacji. Kazdy stara sie byc uduchowiony i klaniac Buddzie nizej niz inni. Zwlaszcza Zoe i Anke. I Lysy. 

Akt II

Spiace medytacje, chodzenie na wariata i zawodzenie.
(sitting and lying meditation, mindful walking meditation and chanting )

5.00am  indywidualna medytacja w swoim kuti - czyli  dalej spanie
6.30am  ofiarowanie mnichom ryzu do miski - budzenie sie i bieganie na sniadanie (ryz i curry, czasem dwa rodzaje)
8.00am  chodzenie w rzadku za mnichami wokol stawu, bardzo powoli, odrywajac stopy od ziemi, prawa noga mowimy Budh, lewa noga Dho, ale nie glosno, tylko w myslach - ja myslalam Bar Bara Bar Bara i wszystkie mozliwe rymy, typu sie stara, je rabarbara, papuga ara i tez chce rabarbara a barbara na to niech je komara itd. Jak pada deszcz to chodzimy z parasolkami. Boso.
 Natepnie poklony, krotka inkantacja i siedzaca medytacja, a potem lezaca - spanie i pol-spanie.
10.30  uroczyste ofiarowanie mnichom ryzu, w rzeczywistosci ofiarowanie kilkunastu garnkow z pachnacymi potrawami opatowi, i to na kolanach, a on na to "no hamburger, no pizza, animal happy, happy".
obiad - olbrzymia uczta - kilkanascie potraw wegetarianskich, na deser rozne owoce, potem nie mozna dojsc do kuti po takim obzarstwie, ale jest powiedziane, ze po 12.00 juz mamy nie jesc wiec wszyscy sie objadaja jak szaleni i potem faktycznie nie sa glodni, ale ze zakazane jest jesc to jeszcze dopychaja sie ciastkami, byle, zeby zlamac regule. Pewnie Zoe i Anke poszcza. A i ten Lysy co wyglada jak wariat. 
01.00pm  chodzenia na wariata, spanie i pol-spanie po obiedzie (walking, sitting and lying meditation)
04.00pm  sprzatanie zielonych terenow wokol klasztoru, krojenie warzyw dla ryb, Zbyszek macha miotlami 
05.00pm  tea time, czasem zupa z dyni traktowana jako picie, a nie jedzenie, rozmowy przy kawie, chodzenie po ciastka do wsi, mnichom wolno jesc ser i czekolade po 12.00, bo to niby lekarstwa
06.30pm  wieczorne zawodzenie (evening chanting) bardzo przyjemne spiewanie roznych regul
08.30pm medytacja w swoim kuti - czyli, spanie, czytanie, jedzenie ciastek

Interludium

27 urodziny Zbyszka i swietowanie Dnia Nieudacznika. Justin pozyczyl nam skuter, przebralismy sie w nasze kolorowe ubrania, pojechalismy do wioski, najedlismy sie miesa w zupie i ciastek, potem zaopatrzylismy sie w substancje intoksykujace nasze czyste prawie mnisie ciala i pojechalismy na view point, gdzie sie spilismy, (przynajmniej ja, po takiej abstynencji) i potem szczesliwi w cieplym deszczu, z tecza na niebie i lobuzerskim usmiechem dziecka, ktore cos spsocilo, wracalismy na wieczorne zawodzenie. Opat dal nam dyspense na ten dzien wiec nikt sie nie gniewal. 

Akt III

Oswiecenie, a raczej jego brak

Zbyszek nie wytrzymuje i ucieka na dwa dni w gory, Olek zaczyna szukac elementu zycia Fity, Justin znika bez pozegnania, Denis przestaje mowic i tylko macha rekami (ma przywieszka "Silence' na bialym wdzianku) ja zaczynam sie glupio usmiechac podczas medytacji, przypominajac sobie wszystkie zabawne historie z dziecinstwa. I tak staralam skoncentrowac sie na przywolaniu najstarszych wspomnien zwiazanych z poszczegolnymi osobami w rodzinie, nawet poszlam dalej, bo zaczely mi sie narzucac historie opowiedziane przez Mame z jej dziecinstwa i mlodosci, jej pies Koczis i zafascynowanie Indianami. Staralam sie przypomniec sobie smak malin, jak brudzily rece, a krzaki kolily. Smak babcinego grysiku i zapach krochmalonej poscieli. Rozmieszczenie mebli w starym mieszkaniu. Imiona wszystkich kotow, nawet znalazlam regule, ze bure koty zazwyczaj nazywaly sie Burasie, rude Rudasie, czarny Blacki, kolorowe mialy specyficzne imiona jak Filus, Laciaty Che Guevara, kotki zazwyczaj Rozie, Brydzie, Fizie, byl tez Lepik uratowanye z beczki ze smola. Rozne zabawy, przyzwyczajenia, nawet stroje i zabawki. Bylam zaskoczona jak wiele wspomnien wrocilo mi podczas medytacji i to wszystkie pozytywne lub zabawne, jakos bylam wylaczona na negatywne. Jako, ze nie mialam innych bodzcow, natomiast czasu i koncentracji az w nadmiarze, moglam pozwolic sobie na ta odrobine luksusu i celebrowac powolutku dawno temu przezyte chwile, smaki i zapachy. Justin zainspirowal mnie pisaniem listow,takze zaczelam prowadzic korespondencje, na razie jednaostronna i dosc marna, ale mam mocne postanowienie kontynuowac zaczete dzielo i propagowac je wsrod znajomych. Oczywiscie po klasztorze trafilismy do hipisowskiego Paia, do naszego ulubipnego Giant House z Tajska Mama, reggae barem i bambusowymi bungalowami. Okazalo sie, ze Julian juz tam jest.A Anke w drogim hotelu nieopodal. Ciekawe co stalo sie z Justinem?




Rozdrabniamy warzywa dla ryb w stawie



Stararm się widzieć więcej. Bez okularów :)
27 urodziny Zbyszka - mały wyskok z klasztoru

Codzienne ofiarowanie ryżu mnichom

Medytacja poodczas świadomego spacerowania

dużo warzyw dla dużych ryb o wielkich pyskach


tutaj codziennie przed jedzeniem przemawiał do nas opat - 'no talking talking, no barbecue' :)

Pątnik Zbyszek

Nasz guru

Grota medytacyjna, całkiem ciemna, to tylko flesh ją tak rozjaśnił

Łapanie stopa spod klasztoru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz