sobota, 21 września 2013

PPG

Nuuu, co tak nic nie piszesz tylko siedzisz i pijesz sobie piwo?

Siedzimy w filii naszego ulubionego Gianta, tylko, ze nie w Paiu, ale tym razem w Chiang Maiu, ktore jest stworzone do siedzenia, nic nierobienia i poznawania dziwacznych ludzi, a ja mimo, ze juz lekko zaaferowana klimatem Baru Freedom i pozegnaniem Tiny, to popisze odrobinke o miescie  :) 

Chiang Mai jest ciekawym miastem, pelnym obcokrajowcow, ktorzy sie w nim zakochali i  mieszkaja tu juz od kilku lat, spotkania pisarzy i reporterow odbywaja sie co piatek, 'alternatywnych' knajp co niemiara, NGO i inne organizacje sie przescigaja w fair trade i pomocy dla hilltribe'ow, a biura turystyczne oferuja 'non -turistic trekking' itd. Wszyscy nie lubia Bangkoku (troche podobna postawa jak miedzy Krakowem a Warszawa) i sie zarzekaja, ze sa autentyczni i offowi. Fakt, jest przyjemnie, ale odzwyczailam sie od tych wszystkich wielkich, bialych, niezgrabnie poruszajacych sie Europejczykow, Amerykanow i Austarlijczykow  (czyli 'farangow' jak ich tu nazywaja Tajowie), ale za to ulice pelne nietuzinkowych barow i stragany pelne jedzenia przekonuja mnie do tego miejsca. Mimo wszystko, wolimy na stale zalokowac sie w Bangkoku, bo tam mozna byc bardziej anonimowym, a po roku mieszkania w srednim miescie, gdziue bylismy centrum rozrywki dla wszystkich znajomych, teraz chcemy sie zaszyc w 10 milionowej metropolii i zniknac gdzies w ulicach wielkiego miasta, gdzie nikt nie bedzie za mna krzyczal "o Patrisia, apa kabar?"

W Giancie na recepcji pracuje faranzka,  my ciagle komentowalismy ceny i inne rzeczy, przekonani, ze nikt tu polskiego nie rozumie, a potem okazalo sie ze to Czeszka, co od 6 lat  podrozuje po Azji Pd-Wsch i sie troche zawstydzilam. Pokoj calkiem ladny, duzy, z lazienka i prysznicem za 28zl za noc (to dosc drogo w Tajlandii, ale jest ciepla woda i swietny klimat), ale kawa, herbata, woda i internet za darmo, no i Freedom Bar przynalezacy do Gianta, tuz za salonem z kolorowymi kanapami. Wystroj jak zawsze hipisowsko-newage'owy, kolorowosci, zawieszki, szkielka, hinduska muzyka, reggae, czy jakies tam takie klimaty, w zaleznosci co goscie puszcza. No i pudelko z ubraniami, zostawianymi przez gosci z wypelnionymi po brzegi plecakami. Ja dzisiaj wynalazlam fajne alladyny z dzwoneczkami. Ide, bo Zbyszek rozlozony na pomaranczowej kanapie koniecznie potrzebuje towarzystwa.
Wycieczka na kampus w Chiang Maiu, studenci zawsze mają najfajniejsze stołówki

Tina, zuch dziewczyna, mieszka rok w Chiang Maiu, a już ma chłopaka Karena

Freedom Bar, przy Giancie

przekąski na świątynnym podwórku

"Daj mi zapalniczkę, chcę zapalić kadzidełko"

Lwi Budda

a wiewiórka też na sprzedaż?

Kolorowy pogrzeb, skoczna muzyka

w wypożyczalni motorów

nieziemsko pyszne uliczne jedzenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz