piątek, 29 listopada 2013

PPG

Dobre dni nadeszły. Droga z Samarindy aż do Malezji obfitowała w niespodzianki, ale i cieszyła różnorodnością wrażeń i pomocą napotkanych członków klubów motorowych w różnych miastach. Zatem przedstawiam streszczenie kilku ostatnich dni.
21.11.2013 Pracujemy w Primagama English One od 8 do 9.00 wieczorem, miłe pożegnanie, Mr. Abdul stara się nas zachęcicc do dalszej pracy od stycznia. Około 10.00 jedziemy do wioski Lolo, gdzie spotykamy się z członkami klubu Honda CB, pijemy mnóstwo kawy, dostajemy kontakt do innych członków klubu w Samarindzie, okolo północy wyjeżdżamy do Balikpapanu.

22.11.2013 O 6 rano bierzemy ferry z Panajamu do Balikpapanu, tam spotkamy się na śniadanie z Diamem, u którego byliśmy miesiąc temu. Diam śpiewa w chórze i nawet był w Warszawie na konkursie międzynarodowym, gdzie zdobyli pierwsze miejsce. Bez spania kontynuujemy naszą podróż przez następne kilka godzin do Samarindy. Po drodze wstępujemy do Arboralium, szkółki leśnej, gdzie dostajemy wielkie jak gruszki nasiona drzewa żelaznego (beliam, ironwood), z którego buduje się najtrwalsze konstrukcje, w tym statki, mamy nadzieję zasadzić je w Polsce.
Samarinda wita nas dawno niewidzianym Indomaretem (sieciówka, coś jak Żabka), gdzie możemy kupić ulubione przysmaki. W Tanah Grogocie były tylko małe prywatne sklepiki, ponieważ prowadzi się tam politykę uprzywilejowania lokalnego handlu. Jako, że nie spaliśmy całą noc, a ruszyliśmy prosto po pracy, nie byliśmy w stanie socjalizować się z bikersami i poszukaliśmy taniego hotelu. W tym czasie Zbyszek się rozchorował, byliśmy przemęczeni i źli, w konsekwencji nadszedł pierwszy kryzys.
23.11.2013 Spotykamy się z bikersami z klubu Honda CB, około 20 motorów czeka na nas pod stadionem, istna galeria, bardzo sympatyczna atmosfera, Zbyszek próbuje innych motorów, każdy pokazuje swoje modyfikacje, nabieramy na nowo sił i motywacji. Przewodniczący klubu w Samarindzie – Pak Toto, prowadzi warsztat, a wice – Pak Ingal, maluje sprayem obrazki na motorach
24.11.2013 Pak Toto ketua grupy, z rana ze Zbyszkiem naprawia motor, po południu wraz z czlonkami Hondy CB jedziemy do wioski Pampang, gdzie mieszkaja Dayakowie, dawni łowcy głów, a dzisiaj chrzescijanie. Co niedziele w wiosce odbywa sie tradycyjna ceremonia, tańce i muzyka, starsze kobiety mają baaardzo długie uszy naciagnięte ciężkimi kolczykami i tatuaże aż po ramiona. Mieszkańcy wioski zajmują się wyrobem sprzętu i biżuterii dekorowanej koralikami, dawniej z muszelek i kamieni, teraz z plastiku. Misternie zdobione stroje i nakrycia głowy wymagają tygodni pracy, ponieważ wszystkie są pokryte tysiącem nawleczonych na nitke koralików. Przed domami wbite są drewniane, rzeźbione totemy, chroniące mieszkańców. Żegnamy sie z kolegami z Samarindy i ruszamy w stronę Bontangu.




Już po zmierzchu przed Bontangiem mijamy równik, Honda w złym stanie, ma problemy z wyjazdem pod górę. Na szczęście wyjeżdżają nam na przeciw członkowie Hondy CB z Bontangu i eskortują nas do miasta. Tam w warsztacie naprawiaja Hondę, zapraszają na obiad. Jeden z kolegów ma urodziny, i wedle indonezyjskiego zwyczaju inni obrzucają go mąką i jajkami na szczęście. Bardzo miłe towarzystwo, jednak my dalej się spieszymy i nie możemy zostać u nich na noc, bo planujemy ruszyć z Sangaty w dalszą drogę. Cała grupa eskortuje nas noca do Sangaty, dobra pogoda, niezła droga, chłopcy się bawią, wymijają, popisują.

Niestety mąka i jajka padły nie tylko na solenizanta, ale i na naszą rozkręconą Hondę, może to jej doda szczęścia :)

Naprawiamy

W Sangacie czekają na nas już nowi bikersi, tym razem z klubu Yamahy. Nocjemy w domu osiemnastoletniego Haika (o przezwisku Kai czyli dziadek). Dom przepiękny, zaprojektowany przez jego ojca architekta, z otwartym salonem, huśtawkami, palmami, barem.





25.11.2013 Wyruszamy z członkami Yamahy w dalszą drogę, zatrzymujemy się w wiosce gdzie mają biuro (oficjalne miejsce spotkań), jemy i odpoczywamy zbyt długo i dlatego poddenerwowani wyjeżdżamy dość późno. Jedziemy do Sangkuliran, ale ostatecznie dobijamy do innego portu żeby przedsostac się na drugą stronę rzeki (obieramy trudniejszą drogę). Zastaje nasz ulewny deszcz, ale jedziemy dalej. Ostatecznie wsiadamy wraz z motorem na malutką łódkę, żegnamy się z Yamahami z Sangaty, troche źli, że zbyt długo nas przetrzymali.







Dopiero w Lepmake mają na nas czekać inni bikersi więc najgorszy kawałek drogi musimy zrobić sami. Jeździmy godzinami przez bezludny las tropikalny i plantacje palmy olejowej. Ciemno, kamienista droga, często pod górę, dziwne odgłosy zwierząt dookoła, raz na drodze nam stanął kucing hutan, wielki, czarny dziki kot, wielkości psa, coś jak mniejsza pantera. Bałam się, że motor nam się zepsuje i będziemy zmuszeni nocować w środku lasu wśród węży, dzikich kotów, dzików i wszelkiego rodzaju insektów. Na szczęście jakos dojechaliśmy do wioski Lempake, gdzie nas odebrano i odradzono dalszej drogi do Berau. Przenocowaliśmy w bardzo miłym domu, którego właściciel nie tylko pasjonuje się motorami, ale i polowaniem na jelonki, także zostaliśmy obeznani z całą jego kolekcją poroży.



26.11.2013 Rano wyjechaliśmy do Berau, w połowie drogi czekali na nas bikersi, co było dość pomocne, gdyż Honda znów była w słabym stanie, dodatkowo bez przedniego hamulca. Początkowo planowaliśmy jechać prosto do Tanjung Selor, skąd mieliśmy wziąć ferry do Tarakanu, ale towarzystwo okazało się nadzwyczaj miłe i zasiedzieliśmy się w ich klubie. Bikers of Berau są młodzi, mają duże motory i chętnie goszczą wszystkich innych bikersów, gdyż mają specjalny domo-klub, w którym się spotykają i gdzie przyjmują gości. Część z nich jest chrześcijanami z Sulawesi, także alkohol nie jest dla nich zabroniony, jak w przypadku muzułmańskich bikersów. Jako, że termin wizy upływał 27.11 musieliśmy myśleć o tym, jak najszybciej dostać sie do Malezji. Okazało się, że nawet jeśli uda nam się przetransportować motor na Tarakan, to nie będziemy w stanie zabrać go na malezyjską stronę do Tawau. Jakieś regulacje i przepisy. Bikersi z Berau zaproponowali, żebyśmy zostawili motor u nich, a oni odwiozą nas w nocy do Tanjung Selor, na co z chęcią się zgodziliśmy. Zbyszek po raz pierwszy od dawna jechał jako pasażer i mógł podziwiać gwiazdy. W Tanjung Selor bikersi zaprosili nas na obiad, nawet zapłacili za hotel, co mnie wprawiło w lekkie zakłopotanie.



27.11.2013 Na drugi dzień z rana poszliśmy do portu, wsiedliśmy na speedbout i w ciągu godziny dopłynęliśmy do wyspy Tarakan, skąd wzięliśmy ferry do Tawau w Malezji (4 godziny).
Mission completed. Dotarliśmy do Malezji przed wygaśnięciem wizy.
Przez całą drogę od Tanah Grogot do Malezji sprawowałam funkcję sekretarki, kontaktujac się z różnymi klubami, opisując naszą pozycję i plany podczas gdy Zbyszek niemal bez przerwy prowadził motor. Prawie wszystkie kluby motorowe w Prowincji Wschodniego Kalimantanu były w stanie mobilizacji i za punkt honoru postawiły sobie,aby nam pomóc w dostaniu się do Malezji przed upływem wizy. Często miałam ochotę zostać dłużej w jakimś miejscu, odwdzięczyć się za pomoc, ale niestety nie było na to czasu. Za to już obiecaliśmy, że wrócimy.




Rezygnujemy z objazdu malezyjskiej części Borneo i Brunei, wrócimy na Kalimantan i objeździmy go dokładniej, tym razem nie spiesząc się i doceniając lokalną gościnność. Obecnie jesteśmy w domu Daniela, Anglika mieszkającego od ponad 4 lat w Malezji, który pracuje w szkole językowej w Tawau. Bardzo ciekawa postać, która zasługuje na osobna notkę na blogu. 

sobota, 23 listopada 2013

PPG Pierwszy kryzys w podróży

Przez ostatnie dwa dni byliśmy potwornie zmęczeni nocną jazdą i to wpłyneło na nasze postrzeganie podróży. Dopadły nas chwile zwątpienia, fizyczne i psychiczne wyczerpanie, a przecież to dopiero początek drogi. Prawie byłam w panice. Zbyszek się trochę rozchorował, padało, mnie bolała głowa i nagle pomyślałam, że nie dam rady. Aż do czasu, gdy sie spotkaliśmy z członkami Klubu Motorowego Honda CB, którzy dali nam wsparcie, skontaktowali z członkami klubu w całej prowincji Wschodniego Kalimantanu, tak, że w każdym mieście, aż do granicy z Malezją ktoś będzie na nas czekał. To dodało nam sił i motywacji na dalszą drogę. 

Teraz Zbyszek siedzi w warsztacie z Toto, przewodniczącym klubu, i razem bawią sie w ulepszanie naszej Hondy. A ja zbieram siły, żeby nas spakować do dalszej drogi. Za chwilę przyjadą wraz z innymi członkami klubu i będa nas eskortować do Pampang, wioski Dayaków, gdzie co niedziele odbywają się jakieś ceremonie. Potem sami ruszymy w dalszą droge, ale już w Sangacie będa nas oczekiwac inni członkowie klubu. I tak aż do Malezji. Niestety tam będą na nas czekały nowe problemy, bo nie przepuszczaja przez granice motorów poniżej 400CC, a nasz ma 160. Niemniej jednak będziemy próbować, wykorzystując perfidnie to, że jestesmy biali i niby nic nie wiedzieliśmy o tych regulacjach wcześniej. Jeśli się nie uda wrócimy na indonezyjską część Borneo. 

Dobrze jest mieć wsparcie i czuć się członkiem jakiejs grupy. Wcześniej narzekałam na indonezyjski kolektywizm, ale teraz zaczynam go doceniać. Wiem, że pierwszy kryzys nie będzie ostatnim na naszej drodze, ale teraz przynajmniej mam poczucie, że nie jesteśmy sami i zawsze możemy zwrócić sie do kogoś o pomoc. 

Dalej pada. Ale to normalne, w końcu jesteśmy blisko równika, a dzisiaj (mam nadzieję!) nawet na nim staniemy, a potem z pomrukiem Hondy przekroczymy go i ruszymy do Sangaty.

Hondzie w hordzie, każdy chce mieć najbardziej charakterysyczną

Nasza Honda GL z siostrzanymi Hondami CB

Nasze wsparcie i eskorta

piątek, 22 listopada 2013

PPG W drodze - Borneo!

Indonezja - główne wyspy: Sumatra, Jawa, Kalimantan, Nusa Tengara, Sulawesi, Papua. (kolor jasnobrązowy), Malezja (kolor zielony)
Banjarmasin, Tanah Grogot, Balikpapan, Samarinda i dalej nie wiadomo skąd transport na Malezyjską stronę Borneo
taak, tak nareszcie w drodze. Praca w szkole skończona, pensja odebrana, możemy kontynuować podróż. Naszym planem jest objazd całego Borneo na motorze z dłuższym postojem w jego centrum - Palangka Rayi, ponieważ jest to miasto po części chrześcijańskie więc lepsza atmosfera na Święta Bożego narodzenia, a i mamy tam kolegę Mamana, który wprowadził nas w świat klubów motorowych. Zaczęliśmy podróż od wjazdu na Borneo przez Banjarmasin na południu i kierując się na wschód przez Batulicin zatrzymaliśmy się na miesiąc w Tanah Grogot, żeby popracować.W tym czasie objechaliśmy większość regionu, spotykając wioski, w którch przed nami nie było innego białego. Bez własnego motoru nie ma tam dojazdu, drogi są nie oznakowane, często nieasfaltowe, wiele mostów nieprzejezdnych dla samochodów. Dwa dni temu skończyliśmy pracę i wyruszyliśmy znowu w drogę. Wczoraj odwiedziliśmy kolegę w Balikpapanie, bardzo przyjaznym mieście nad morzem, a dzisiaj jesteśmy już w Samarindzie, gdzie mamy się spotkac z członkami klubu motorowego Honda CB. 

Za pięc dni kończy nam się wiza indonezyjska i musimy przekroczyć granicę z Malezją. Nie jest to proste, bo najbliższe przejście graniczne jest w Tawau i można tam się dostać tylko morzem, bo nie ma dróg, sa tylko podmokłe tereny i bagna.Musimy się skonsultowac skąd można wsiąść na ferry i przewieźć motor. W okolicach Bontangu przekroczymy równik. Może się okazać, że dojedziemy do Tarakanu i tam nam powiedzą, że przewóz osób na statku jest dostępny, ale nie transport motoru. Dlatego możliwe, że będziemy musieli się cofnąć do większego miasta w celu znalezienia odpowiedniego portu. 


Jęśli uda się wjechać do Malezji na motorze to chcemy pojechać do Sandakan, potem wjechać do Brunei, znów do Malezji do Kuchingu i ponownie wjechac na indonezyjską część Borneo do Pontianaku, a potem Palangka Rayi, a stamtąd zakończyć podróż w Banjarmasinie i tym sposobem zatoczyć koło. Jak się droga potoczy nie wiadomo, wiele okoliczności może popsuć nasze plany, przekraczanie granic, niedostępność, a nawet brak dróg (w centralnym Kalimantanie ich po prostu nie ma, ludzie przemieszczają się rzekami). 

Nie wiem jak w dalszej drodze będzie z dostępnością do Internetu, ale postaramy się uaktualniać informacje w miarę możliwości. 
Na Borneo znajdują sie trzy państwa - Indonezja z regionem Kalimantan, Malezja z regionami Sabah i Sarawak oraz malutkie Brunei

Klub motorowy Honda CB w Samarindzie, kontaktują nas z członkami z całej prowincji Wschodniego Kalimantanu

Każdy chciał żebyśmy przejechali się na jego motorze

Nasza eskorta

poniedziałek, 18 listopada 2013

PPG

Ostatnie kilka dni pracy w Tanah Grogocie. Po pierwszym strasznym tygodniu wpadliśmy w rutynę i już nie było tak źle. Samo uczenie dzieci bywa ciekawe, a nawet satysfakcjonujące jeśli udało sie w nich obudzic chęć do nauki. Jedynie dysorganizacja i nieumiejętne zarządzanie szkołą jest irytujące. Uczyliśmy zarówno w prywatnej szkole angielskiego Primagama jak i w szkołach publicznych dając lekcje pokazowe. Często rozmawialiśmy o problemach edukacyjnych, zwłaszcza w Indonezji, gdzie uczniowie są osadzeni w Kulturze Wstydu i boją się podjąć jakąkolwiek interakcję z nauczycielem, działać samodzielnie i nie potrafią dostrzec długoterminowych rezultatów z nauki angielskiego. Są przyzwyczajone do biernego odbierania informacji, przy tabicy wpadają w panikę, zapytane o rozwiązanie zadania prawie płaczą. Po skończonej lekcji, podchodzą do mnie i pochylając sie, przykładają czoło lub policzek do mojej dłoni na znak szcunku. (Dzsiaj nawet mnie całowaly w rękę, a od jednej uczennicy, Nazui, dostałam pluszowego prosiaczka :) Dorośli także praktykują ten zwyczaj względem osób starszych lub na wysokich stanowiskach. Indonezyjskie społeczeństwo jest na wskroś klasowe, wszyscy się kontrolują nawzajem, nie boja się Allaha, a raczej imamów w meczecie lub ciekawskich sąsiadów, którzy mogliby ich skrytykować. Unikają podejmowania ryzyka, wyzwań i odpowiedzialności w obawie, że stracą twarz. Jeśli coś im sie nie uda, to nigdy do tego się nie przyznają, raczej nagle chorują, uciekają, zamykają w domu, jednym słowem robią wszystko, aby nie stawić czoła problemowi i go rozwiązać. Czują sie bezpiecznie tylko w grupie, często mówią “my” zamiast “ja”. Idealnie wpisują się w klasyfikację wartości kulturowych Hofstede.


Dimension One Extreme (np. Indonezja) Other Extreme ( Zachodnie kraje)
Identity Collectivism Individualism
Hierarchy Large Power Distance Small Power Distance
Gender Masculinity Feminity
Truth Strong Uncertainity Avoidance Uncertainity Tolerance
Virtue Short-term Orientation Long-Term Orientation


Wczoraj robiłam trening z metodologii nauczania dla nauczycieli Primagamy, którzy nie rozumieli dlaczego zagraniczne książki do nauki angielskiego sa nieefektywne w indonezyjskiej szkole. Po analizie podręczników (“My world”, “Hemisphere”, “English Zone”) stwierdziłam, że typy zadań i materiał jest niedostosowany do tego rodzaju kultury, gdzie eksponowane w tych książkach krytyczne myślenie, dyskusje, samodzielna praca ucznia w tutejszych warunkach nie działają. Dzieci nie rozumieją co sie od nich wymaga, gdyz nigdy nie podejmowały takich zadań. Na podstwie doświadczenia zdobytego w Malangu, gdzie uczyłam w English One i Bravo VIEC oraz na Madurze i tutaj, na Kalimantanie, doszłam do kilku konkluzji, jak efektywnie uczyć dzieci w Indonezji, biorąc pod uwagę ich predyspozycje i zachowania kulturowe.
Komentarz do tabelki na przykładzie szkoły w Indonezji

  1. Collectivism – grupowość; dzieci, czują się niepewnie, gdy muszą działać samodzielnie, wyrazić swoją opinię; zamykają się w sobie, szukają pomocy wśród rówieśników. (rozwiązanie: do tablicy można poprosić dwoje uczniów, żeby ich ośmielić do wykonania zadania)
  2. Large Power Distance – przepaść pomiędzy osobnikami o różnych statusach (szef-pracownik, starszy-młodszy, nauczyciel-uczeń), brak równości w relacjach. Dzieci nie są przyzwyczajone do rozmowy z nauczycielem, boją sie konfrontacji i zadawania pytania. Nauczyciel jest dla niech pół-bogiem, który może decydować o ich losie, nigdy przyjacielem. (rozwiązanie: zamiast pytać konkretnego ucznia, zadać pytanie całej klasie).
  3. Masculinity – chęć wykazania się, ciężkie przyjmowanie porażki, obawa przed utratą twarzy, wolą nic nie powiedzieć, niż odpowiedzieć źle i się ośmieszyć (rozwiązanie: częste powtarzanie, że proces uczenia wymaga popełniania błędów, i to nic złego, mają do tego prawo, zachęcnie do rozwiązania zadania, nawet jeśli będzie niepoprawne, korygowanie błędów w przyjazny sposób)
  4. Strong Uncertainity Avoidance – silne unikanie niepewności, obawa przed wyzwaniem, podejmowaniem ryzyka, odpowiedzialnością, przed wszystkim co nowe i nieznane, i tu znów obawa przed utratą twarzy. Cenią bezpieczeństwo i stabilność. (rozwiązanie: poświęcić więcej czasu na wprowadzenie do tematu, dokładnie wytłumaczyć na czym będzie polegało zadanie, zrobić samemu wiele przykładów, aż dzieci się z nim oswoją i poczują gotowe do samodzielnego działania).
  5. Short-term Orientation – brak planowania i przewidywania długoterminowych skutków, chcą widzieć efekty natychmiastowo (rozwiązanie: po każdej lekcji powtarzanie nauczonego materiału, tak, że dzieci widzą czego się w danym dniu nauczyły i mogą się tym pochwalić w domu; motywowanie do podejmowania małych wyzwań (“naucz sie 20 nowych słów”, a nie - “przeczytaj książke po angielsku, bo to Ci wzbogaci słownictwo”).




w pracy


Oczywiście można też ich przymuszać do zachodniego stylu nauczaania (bardziej kreatywnego, krtytycznego, indywidualnego itd), ale wtedy panikują, zamykają się w sobie, ponieważ nie jest on przystosowany do ich kultury. Nie ma jednej najlepszej metodologii nauczania, która sprawdza sie na wszystkich, niestety autorzy podręczników do angielskiego nie zatrudniają antropologów do konsultacji programu i później powstają problemy z adaptacją metod podręcznika do warunków kraju, w którym będzie używany. To dość zabawne, bo przygotowują podręcznik, jakby miał być skierowany do dzieci osadzonych w zachodniej kulturze (teksty, metody, typy zadań, rozkład materiału), a przecież jego odbiorcą jest zazwyczaj dziecko nie-anglojęzyczne z innego kręgu kulturowego. Powinny być różne podręczniki kierowane na Amerykę Łacińską, Europę, kraje muzułmańskie i Azję, ponieważ każda z tych kultur jest inna i wymaga innych metod nauczania.

Dość o edukacji, chociaż przez ostatni miesiąc to jest najczęstszy temat naszych rozmów (oprócz motoru oczywiście, no i karburatora, świecy, mieszanki, pływaka, obwodów i nowego ulubionego tematu Zbyszka – prądu – ciągle rozkręca lampę, rozwala żarówki i wyciąga z nich druciki, przykłada do baterii, zastanawia się do czego podłączyć halogeny czy do dynama czy akumulatora, a VAT, Volt i Amper nam stale towarzyszą przy obiedzie).

Jesteśmy członkami Honda CB Bikers Community ( klub miłośników Hondy CB) mimo, że my mamy GL, ale to bardzo podobne modele. W każdą sobotę wieczorem odbywają sie spotkania wokół rynku różnych grup motorowych. Po prawej stronie pomnika miłośnicy Hondy CB, po lewej Yamaha cośtam, dalej Suzuki Ninja, dalej Honda Tiger itd. Dostaliśmy naklejki i koszulkę klubową, wczoraj byliśmy na wystawnym obiedzie u jednego z członków. Bardzo przyjemna sytuacja, wszyscy sobie pomagają, mają wspólną pasję, chwalą się modyfikacjami itd. jest tylko jedno kuriozum, które mnie niezmiernie bawi. Oni nie podróżują na swoich motorach! Wystawiają je jak na wystawę co sobotę, czyściutkie i błyszczące, siadaja koło nich, popijają kawę, rozmawiają... i tyle! Spotykają się, ale nie organizują dalekich wypraw, to takie dość zasiedziałe kluby motorowe. Niemniej jednak bardzo urocze, a ludzie przemili.

Członkowie klubu Honda CB z Tanah Grogot - pożegnanie


Już prawie 11.00 w nocy, czas do domu, a dzisiaj konwersacje skończyłam o 9.15 więc się zasiedzieliśmy trochę po pracy. Zbyszek grał w piłkę z innymi nauczycielami, a jutro ma iść na bilard z członkami klubu. Nie tk źle w tym Tanah Grogocie, chcą, żebyśmy zostali dłużej, ale DROGA czeka! (i wiza się kończy:) 


sobota, 2 listopada 2013

ZBYSZEK JANCZUKOWICZ

Tanah Grogot, tydzień drugi.

Nigdy nie odczuwałem nic poniżającego w chodzeniu w tanich ciuchach drugiego obiegu, jedzeniu w barach mlecznych, upijaniu się w parku, graniu w piłkę z gimnazjalistami czy podróżowaniu stopem bez pieniędzy, a to przecież wzbudzające pogardę oznaki niskiego statusu społecznego. Od około 5 lat nie przejmowałem się też za bardzo brakiem oszczędności na przyszłość, gromadzonego doświadczenia zawodowego ani opublikowanych artykułów naukowych, a to przecież jawna głupota, lekkomyślność i nieodpowiedzialność. Ogólnie mówiąc, nie martwiło mnie, co większość społeczeństwa uważa za podłe.

Tym większe moje zaskoczenie, że dwa tygodnie w podłej pracy – zresztą bardzo korzystnej logistycznie i zbawiennej finansowo w naszej nędznej sytuacji – zamiast spływać po mnie jak lekki deszcz, nie tylko są nie do wytrzymania, ale wpędzają mnie w głęboką depresję, niechęć do samego siebie i poczucie życiowej porażki.

Wcale nie zamierzam narzekać na warunki, jest egzotycznie i pięknie, powolnie, ale bez stresu i właściwie bez wymagań. Możemy sobie w nocy siedzieć przed domkiem i pisać na laptopie, a w dzień jeździć po okolicznych wioskach z domami na palach i drewnianymi mostkami, które nigdy nie wiadomo, kiedy ostatecznie załamią się pod przejeżdżającym motorem, słowem, prawdziwe tropiki, których nie znajdziecie w żadnym katalogu dla turystów. A potem stać nas będzie na dwa miesiące jeżdżenia.

Z pewnym luterańskim poczuciem winy i grzechu, muszę stwierdzić, że bunt wywołuje we mnie praca jako forma, tj. bycie zatrudnionym przez pracodawcę i wykonywanie zadań w zamian za obiecane pieniądze, podłość abstrakcyjna, nie konkretna. Podporządkowując własną wolę cudzej oraz przeliczając część własnej egzystencji na pieniądze tracę pełnoprawność jako podmiot poznania prawdy. W Polsce trzeba będzie załatwić papiery od psychologa stwierdzające chorobę umysłową uniemożliwiającą podjęcie pracy zarobkowej, inaczej czeka mnie głębokie nieszczęście oraz upadek moralny i filozoficzny.

A skąd luterańskie poczucie winy? Z naszej współczesnej europejskiej etyki, która negując transcendenty wymiar zbawienia i potępienia, internalizuje je w zastałych układach społecznych. Ale o tym kiedy indziej. Przeciwnie, zastanówmy się, kto i kiedy nauczył mnie tego duchowego wagabundztwa, które nie pozwala cieszyć się, że dobrze wykonamy powierzone nam w kontrakcie zadanie, rozkrzesamy wokół siebie trochę oświaty i własnymi rękami zarobimy na wymarzoną podróż dookoła Borneo? Dlaczego nie znoszę wakacji a kocham wygnanie? Czy to może być wrodzone?