poniedziałek, 17 lutego 2014

Dayaki, Dayaki

Moi uczniowie z ELTIBIZ
Nasz mały domek na Jl. Badak
Dayakowe chroniący cmentarz z sandungami, część z MAD

Gospodarze sandunga koło targu, miejsca gdzie była wioska Pahandut
Sprzątanie sandungów

Koszenie, palenie, sprzątanie, a potem jedzenie na grobie

15.02.2014 -  Sobota, dla odmiany. Jutro rano jedziemy na wycieczkę więc nie będzie czasu na niedzielne sprawozdanie. Także zamiast ogłoszeń parafialnych mamy szabatowe opowieści. Tydzień minął pod względem organizacyjnym i Dayakowym. Dużo nowych znajomości, a zatem możliwości. Nie zapominajmy, że w Indonezji zaraz po korupcji, neptyzm i kumoterstwo (och, jakże zapomniane słowo) są zwyczajowymi sposobami na załatwiania spraw.

Ostatnia niedziela spędzona jak zwykle na kolacji u księdza Stanisa. Zaproponował nam brudzia i przejście na mówienie sobie po imieniu. Potem rozmowy do północy i francuskie wino, rocznik 2001. Ksiądz się skarżył, że indonezyjski wydawca skrócił mu ksiazkę o 14 rozdziałów, zmienił tytuł, a tłumacze poprzekręcali znaczenie w tych rozdziałach, które pozostały. Podziwialiśmy jego krisy i mandały, rytualne sztylety i miecze. Pokazywał zdjęcia z Piły i Grudziądza sprzed ponad pół wieku i opowiadał o swojej prcy na misjach. O graniu w brydża, w siatkówkę, wspinaczkach górskich, jeździe na koniu, budowaniu kaplic, dróg i mostów oraz piciu tułaku z przywódcami wiosek. W ELTIBIZ jak zwykle, jedynie paru uczniów płci męskiej zbytnio się na mnie koncentruje, a jeden z nich bezczelnie wpatruje się we mnie przez całe zajęcie oraz  przedłuża momenty, gdy mi coś podaje z takim spojrzeniem jakbym mu już coś obiecała. Pewnie nauczył się tego z amerykańskich filmów albo koreańskich dram. Oni są zawsze galau, broken-hearted. 

W poniedziałek byliśmy u Hasana na kolacji, gdzie pojawił się też Essen i Rudi. Gdy wysiadł prąd (co się często zdarza w Palangkarai, gdyż główny generator jest w Banjarmasinie), rozmowy zeszły na tematy paranormalne. Fita opowiadała o swoich snach, Rudi interpretował. Opowiadała o tym jak miewała migreny i szaman podczas rytuału wyciągnął kamień z jej głowy. Rudi powiedział, że przed naszym domem na jl. Badak, w miejscu gdzie kiedyś rosło drzewo jest duch strażnik, ale nieszkodliwy, a nawet strzegący posesji. Kupiłam starą figurkę karuhei, używaną w rytuałach. Przedstawia kobietę oplecioną wężem, być może jest to Jata, pani świata podziemnego. Podobno to karuhei ma penunggu, strażnika, którego można wezwać o godzinie szóstej. Nie sprawdzałam. Spotkaliśmy się też ze studentami GMKI, jakieś chrześcijańskie stowarzyszenie nastawione na ochronę kultury Dayakowej. Akurat trafiliśmy, gdy ćwiczyli tańce tradycyjne z mandałem, rytualną bronią. Kolejny wieczór spędziliśmy z członkami Majelis Adat Dayak, grupą o sporej władzy politycznej, gdyż zatrzymali przyjazd ekstremalnej organizacji islamskiej, której członkowie demolują sklepy alkoholowe i biją kobiety bez hust na ulicach. Nie pozwolili im wysiąść z samolotu lądującego w Palangkarai.

W piątek byłam w wiosce Sei Gohong na zebraniu mieszkańców traktującym o wytyczeniu tanah adat, ziemi wspólnej dla mieszkańców wioski, chronionej przed zakupem przez obce osoby i eksploatowaniem lasu.
W sobotę uczestniczyliśmy w sprzataniu cmentarza pełnego sandungów jeszcze z czasów wioski Pahandut, przed założeniem miasta Palangkaraya w 1957 roku. Podobno ktoś z Banjarmasinu chce kupić to miejsce, a oni się sprzeciwiają.


Niedziela,16.02.2014. Tym razem wycieczkowo, a nie parafialnie. Poznaliśmy Yuyusa, podróżnika i fotografa pracującego dla United Nations, którego ojciec brał udział w zakładaniu Palangkarai. Wraz z jego znajomymi pojechaliśmy w okolice Tangkiling na wycieczkę po lasach i pływanie w rzece. Woda była czerwona i obawiałam się, że może być zatruta, ale się okazało, że to znak, że właśnie jest czysta, a kolor bierze od korzeni drzew zanurzonych w wodzie. Byliśmy też w Subuh, miejscu gdzie mieszkają bule, jest to jakaś organizacja, podobno amerykańskie gwiazdy wpadają tam na odpoczynek. Wygląda to trochę sekciarsko, mają jakieś medytacje, ale bez żadnej konkretnej religii. Muszę spawdzić o co dokładnie w tym chodzi. Yuyus poczęstował nas mętnym winem ryżowym o nazwie baram, lekkie, o specyficznym smaku.


Kolejny tydzień zapowiada się normalnie, praca, dom, spotkania. Zbyszek się rozchorował, ale miejmy nadzieję, że do przyszłego weekendu mu przejdzie, bo mamy jechać na zlot bikersów do Kapuasu. Walentynek nie obchodziliśmy. Hassan się coś nie odzywa, może się na nas obrazili. Za co, nie mamy pojęcia, bo z Indonezyjczykami nigdy nie wiadomo. Wystarczy, że ktoś coś o kimś powiedział i już cała reszta patrzy na niego z ukosa. Za to kupiliśmy dużo sarungów i koszulek, ktore zamierzamy wysłać do Polski. Niestety w całym mieście nie mają pocztówek. Poza tym, po tym jak moje listy z Birmy do nikogo nie doszły, dodatkowo kilkanaście kartek z Tajlandii gdzieś przepadło, przestałam wierzyć azjatyckim pocztom. Także Kochani wybaczcie, że nic nie wysyłamy, nie znaczy, że o Was nie pamiętamy. Wręcz przeciwnie, tęsknimy coraz bardziej.


Młode Dayaki z GMKI zaraz po próbie tańca

Hassan i Fita u nich w domu na Jl. Obos

Rambutany, Zbyszek dostał od koleżanek z pracy, takie owocki w owłosionej skórce

Sandung, bone house z wioski Sei Gohong

Naga, wąż smok z podziemi

Nusie

Rumah Penunggu Kampung - domek strażnika wioski Sei Gohong
Typowy domek w wiosce Sei Gohong


Na sprzątaniu cmentarza z sandungami

W Eco Village w Subuh 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz