wtorek, 4 marca 2014



Jako, że odkryliśmy szybki internet miejski (działa tylko w centrum, wysyła się sms za 5000rp i dostaje hasło dostępu) to wrzucam parę zdjęć z ostatniej wycieczki do Tangkiling i spotkania z Dayakami.









Zbyszek wczoraj uczył się sterować łódką z silinikiem, który trzeba odpalać za pomocą sznurka (należy mocno pociągnąć i się przy tym nie wywrócić). Balans podobno złapał, ale noga mu się zaplątała w sznurek i się wywrócił, przytapiając łódkę do połowy. Szybko zaczął jeździć na motorze, jakby miał więcej czasu to i wodne pojazdy by opanował. Strasznie sprytny jest jeśli chodzi o jazdę na czymkolwiek. Jeśli kiedyś będziemy mieli konie, to nie wątpię, że puści się w galop zaraz po pierwszej próbie.

Poza tym byliśmy na spotkaniu Dayaków, zatańczyłam z nimi taniec powitalny, poznaliśmy córkę pierwszego gubernora środkowego Kalimantanu. Tjilik Riwut, pierwszy gubernor, przyjaciel pierwszego prezydenta Indonezji Sukarno, w latach 50 starał się o utworzenie autonomicznego terytorium dla Dayaków. W 1957 razem z Sukarno, małą wioskę Pahandut ukrytą w środku dżungli nad rzeką Kahayan, zamienili na stolicę prowincji - Palangkarayę. Miasto od początku budowane było z myślą, aby w przyszłości stało się stolicą państwa. Do dzisiaj ceny ziemi w tych okolicach wariują, ale na razie jeszcze nikt z Jakarty się nie wynosi. Nila Riwut, redaguje książki ojca, sama pisze i angażuje się w promocję kultury Dayaków. Obecnie pisze książkę o dayackich kobietach. Ich pozycja od zawsze  była równa mężczyznom, spełniały funkcje kapłanek, szamanek, wojowników, uwodzicielek (w tym prostytcja sakralna), żon i matek. Tjilik Riwut jest bohaterem narodowym, wszędzie są ulice z jego imieniem, a ludzie pielgrzymują na jego grób w Kasonganie. Jego córkę spotykają podobne honory, choć mniejsze, gdyż nie chce się angażować w politykę. Okazało się, że jej córka wyszła za Polaka i mieszka teraz we Wrocławiu. Z niemałą dumą obnosimy się wśród znajomych, że potomkowie Riwuta mieszkają w naszej ojczyźnie. Nila przyjeła nas na prywatne spotkanie, aby dowiedzieć się więcej o Polsce. Od swojego rocznego wnuka Simona (Szymona) nauczyła się dwóch wyrażeń: "nie ma" i "pa, pa!". Po indonezyjsku żegnamy się "da, da!"
Przesyłam link do jej bloga gdzie opisuje swojego ojca: Tjilik Riwut, my father

Dodatkowym bonusem jest na wpół-zjedzona teczka po inwazji mrówek (wyjadły jeszcze co lepsze kawałki z Laozi, ale ten zapewne by się nie obraził). Nasz karaluch oficjalnie stał sie zwierzątkiem domowym i otrzymał imię Karaluch. Mieszka na futrynie w łazience, czasem wieczorem schodzi na podłogę, ale przed nami ucieka, raz chciał się ze mna bawić jak brałam prysznic i wlatywał mi pod nogi, ale go odganiałam, żeby się nie utopił. Zaczęłam się zastanawiać co on je i czy by go może nie karmić. Ale nie wiem czym. Myślałam o zgnitym jabłku, ale tutaj nie mają nawet świeżych. Chyba, że gdzieś w supermarketach, jako drogie owoce importowane z Europy (albo z Batu na Jawie).

Ściągamy wszystko co się da, bo Internet jest oszałamiająco szybki, juz mamy trzy sezony Battlestar Galactica (kiedyś Przemek polecił Zbyszkowi i się niechcąco wciągneliśmy), już widzieliśmy wszystkie odcinki Sherlocka z BBC i czekamy na nowe, Gra o Tron też ma się niebawem pojawić. A tu Rzym ma już 60% i też zaraz będzie. Nic tylko zamknąć się w domu i oglądać. A my w przyszłym tygodniu mamy ruszyć w trasę. Da, da!









Mrówki wyżarły nam teczkę, na szczęście nie było w niej dokumentów

Z nimi pląsałam w  tańcu powitalnym



Nila Riwut

ma piędziesiąt dziewięć lat, a zachowuje dziewczęcy wdzięk, zwłaszcza w rozmowie

piórka
uczniowie - moja grupa młodziutkich techników informatyków

Nasz Kochany Karaluch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz