Praca skończona, jedziemy do lasu.
Byliśmy trochę zmęczeni, ale touring zawsze dodaje sił. W drodze
umysł się oczyszcza. A my potrzebujemy małego spa dla duszy,
zamiast masażu, energetyczne wytrzęsienie siedzenia na motorze,
zamiast maseczki, pył i kurz z drogi, zamiast odżywczych koktajli.
mocna kawa w przydrożnym barze. Idealne dla podniesienia staminy.
Zbyszek jako filozof strasznie się męczy w systemie pracowniczym.
Bo praca to nie tylko wykonywanie swojego zadania, ale i styl życia.
Układy między pracownikami, system przywilejów i obowiązków,
pewna etykieta i sposoby zachowań, odpowieni strój i postawa. I to
jest meczące, nie sama praca. Ale to już za nami.
Jedziemy do Kuala Kurun, potem Puruk
Cahu, Muara Teweh, Buntoku i ostatecznie do Banjarmasinu, z którego
weźmiemy ferry na Jawę, gdzie czeka już na nas nasz dom w Malangu,
a w nim Bam. Pod drzewem mangowca pochowany Semeru. Pobliski targ,
pani u której zawsze kupowałam warzywa, pan, od którego zamawiałam
bakso. Nasze knajpki i znajomi. A potem Jogjakarta, taki Kraków w
Indonezji, gdzie już czeka na nas Vesna, Zoli i wino salakowe. Może
nawet uda nam się spotkać z Mo Zhou i Jeppe, bo wpadli na chwile z
Chin.
Ostatnie chwile w domu na jl. Badak. Za
jakąś godzinę znów będziemy bezdomni, poprawka, naszym domem
będzie droga.
A tu kilka zdjęć z naszej sesji Dayakowej. Ja występowałam w roli dayackiej księżniczki z okolic Barito, a Zbyszek wojownika od ścinania głów.
Bardzo udana sesja. Księżniczka bardzo kobieca, a wojownik równie męski. Fotograf też sie dobrze spisał
OdpowiedzUsuń