Weekendowe sprawozdanie. Próbowaliśmy
wysłać paczkę do Europy, ale nam sie nie udało, zażyczyli sobie
11 milionów (przy czym moja ostania wypłata wraz z korepetycjami
wynosiła lekko ponad 5 milionów, a przeciętna to 2), horrendalnie
wysoka cena ponieważ nie było możliwości wysyłania statkiem,
jedynie samolotem. Postaramy się ją wysłać jak już będziemy na
Jawie, z Malangu, nie powinno być więcej niż 1,5 miliona.
Pocztówek nie ma w całym mieście. Listy, które pisałam wcześniej
już się zdezaktualizowały i odechciało mi sie je wysyłać,
zwłaszcza, że nigdy nie mam pewności czy dojdą. Tydzień był
zabiegany, praca, spotkania, bengkel, czyli jak zwykle. Zbyszek
wymienil felgę w tylnym kole. Ja mam ciągle problemy z dojazdem do
pracy. Karaluch dalej siedzi w łazience, ale już się do niego
przyzwyczailiśmy i nie mam serca go zabić. A poza tym 26 lat
minęło. Czy się zmieniłam? Mniej naiwności, ratowania, heroizmu
i chęci podboju świata. Może trochę zgorzkniałam, ale to dało
mi lepszy wgląd w rzeczywistość i więcej wyrafinowania. Mniej
różowego, więcej zielonego, z przebłyskami czerwieni. W tamtym roku urodziny obchodziłam na
Jawie w Yogyakarcie, w tym roku na Borneo w Palangkarai.
Niespodziewanie okazało się, że miałam zorganizowaną imprezę w
klubie. Zamówioną piosenkę i śpiewanie sto lat ze sceny.
Właściciel lokalnej gazety stawiał alkohol, życzenia od
właściciela hotelu, w którym znajdował się klub itd, ale prawdę
mówiąc wolałabym małą imprezę w domu z przyjaciółmi. Starzeję
się.
Znajomy nauczyciel opowiadał mi jak mu
się życie załamało, był kiedyś bardzo bogaty, a potem
zbankrutował. Młoda żona od niego odeszła, a on musiał
wysprzedać kilka domów i samochodów i zatrudnić się w szkole,
której kiedyś był włścicielem. Przed tymi wydarzeniami latały
nad jego domem dwa kruki, zły omen. Podejrzewa, że to konsekwencje
czarnej magii i szuka teraz czarownika, który odwróciłby jego zły
los. W Palangkarai jest centrum kaharingan, lokalnych wierzeń, gdzie
można spotkać basirów, szamnaów. Obiecałam mu, że postaram się
o kontakt z jednym z nich, bo on nie jest stąd, tylko z Jawy i nie
ma znajomych wśród Dayaków. Ja ostatnio dostałam od mamy kolegi
liście pewnej rośliny, które mają chronić przed wszelkimi
czarami.
Z innym znajomym rozmawiałam na temat
różnic między Jawajczykami i Dayakami, ci pierwsi są bardziej
skryci, spętani formami grzecznościowymi jeszcze z czasów
królestwa Majapahit, noszą krisy, rytualne sztylety za paskiem z
tyłu, gotowi wbić w plecy, podczas gdy ciagle się uśmiechają i
potakują. Dayakowie natomiast są bezpośredni. Mandły, tradycyjne
maczety, noszą na widoku z przodu i otwarcie okazują swoje emocje.
Gdy mają jakiś problem, nie boją się go rozwiązać od razu,
natomiast Jawajczycy noszą urazę skrycie, są skłonni do obrażania
się i intrygowania. Zapewne jest to generalizacja, ale coś w tym
jest. Wystarczy nie odpowiedzieć na sms i już są urażeni, że się
ich nie szanuje.
Ksiądz Stanis w swojej książce
napisał, że praca misjonarza przypomina płynięcie rzeką pod
prąd, a jeszcze do tego na moście stoi przeor, biskup i inni
dostojnicy kościelni, którzy plują ci na głowę. Trzeba się
zmagać z pogodą tropikalna, brakiem środków, chorobami, różnicami
kulturowymi, wkupić w łaski tubylców, walczyć z przywódcami
wiosek, rządem, a przełożeni z kościoła wcale nie pomagają, a
wręcz utrudniaja pracę. A dotego jak się Stanis wyraził, “tropik
kopie”. Człowiek często się irytuje, bo gorąco, bo pada, bo
ludzie nie rozumieją, panuje inny porządek rzeczy do którego
trzeba się przyzwyczaic. Początkowo człowiek z tym walczy, ale
potem daje za wygraną. Jego najlepszy kolega z zakonu poznał
antropolożkę z Ameryki na Flores zakochał sie w niej i postanowił
zrzucić sutannę (jedynie symbolicznie, bo misjonarze chodzą po
cywilnemu). Koledzy postanowili mu pomóc, wyziągneli papiery, że
jest trochę niezrównoważony, pewnego razu, jeszcze w seminarium
posłano go do psychiatry, do tego pracował w cięzkich warunkach w
dżungli itd i wysłali list do Watykanu z prośbą o dyspensę, żeby
nie dostał ekskomuniki, a nawet pozwolenie na ślub kościelny. I
też tak się stało. Teraz były werbista i antropolożka mieszkają
w Singapurze i mają dwójkę dzieci, a jego żona dalej prowadzi
badania. Ostatnio tropik też mnie trochę pokopał, zwłaszcza, że
sie przestraszyłam, że jestem już stara i nie chciało mi się
wstawać z łóżka, postanowiłam umrzeć w tropikach zagryziona na
śmierć przez komary i smsy od natrętnych Indonezyjczyków. Ale
jakimś cudem wyszłam na pole (po krakowsku, przecież nie na dwór!)
do sklepu. Słoneczko ładnie świeciło, nakryta chustą, żeby mnie
nie spaliło, nawet mi nie przeszkadzało. Pogadałam w sklepie z
Ricardusem, znajomym z Flores. Wróciłam do domu, puściłam jakiś
skandynawski folk, nałożyłam maseczkę z avocado, zaczełam biegać
z zieloną twarzą i miotłą po mieszkaniu, sprzątać i prać.
Pojechaliśmy na jedzenie do naszego ulubionego warunga, Ibu się
ucieszyła, bo mnie dawno nie widziała. Wcześniej prosiłam
Zbyszka, żeby brał mi jedzenie na wynos, bo nie chciało mi się
wychodzić z domu i spotykać z ludźmi. A w warungu jakiś chłopak
pyta czy jesteśmy bikersami, bo widział nasz motor i kaski z
naklejkami z różnych miast. I zaczeliśmy rozmawiać o motorach i
klubach, zlocie motocyklistów w Kapuasie. On właśnie wrócił z
touringu po Sumatrze. I znowu nabrałam energii. Wniosek jest prosty,
trzeba po prostu zrobić coś pożytecznego (np. sprzątanie), coś
przyjemnego (np. maseczka, dobry makijaż, zwłaszcza czerwona
szminka, też pomaga), zjeść coś dobrego (np. soto), a przede
wszystkim wyjść z domu (na pole). I już człowiek odżywa, nawet
jeśli tropik czasem kopie. W Krakowie łatwiej, wystaczy zadzwonić
do kogoś i pójsć na kawę, najlepiej do jakiejś znajomej
kawiarni. Zbyszek w takich sytuacjach umawia się na piwo do pubu czy
gdzieś na zielone. Ale tutaj ani kawiarni, ani pabu ani parku. Ale
przynajmniej jest słońce. I baram.
A kwestia upływu czasu? Przecież czarownice się nie starzeją, zwłasza te, które są z filozofami.
A kwestia upływu czasu? Przecież czarownice się nie starzeją, zwłasza te, które są z filozofami.
To ta roślinka, co ma chronić przed czarna magią, może też chroni przed starzeniem się |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz