Borneo, Kalimantan.
Decydując się w Malangu
czy wsiadać do samolotu do Bangkoku czy rzucać na dziką wyspę na
motorze, wybraliśmy opcję survival. W Bangkoku pracowalibyśmy po
parę godzin dziennie, za dobre pieniądze, potem spacer, masaż,
może basen, spotkanie ze znajomymi na piwie, po pracy czas wolny dla
siebie, może jakieś pisanie własne. Kalimantan to wielka
niewiadoma. Troche pracy, żeby zarobić na benzynę, a potem MOTOR I
DROGA, czasem nawet niezaznaczona na mapie. Równik, przyroda,
drewniane domy na palach, mało ludzi i ogrom przestrzeni. Na
Kalimantanie pracujemy od rana do wieczora, w mieście nie ma żadnych
udogodnień, sami muzułmanie, płaca jak na indonezyjskie warunki
znośna, ale niepewna. Tak właśnie, niepewna. Przez tydzień
pertraktujemy z właścicielem Primagama English School, że
zgodziliśmy się na pewną kwotę plus zakwaterowanie i wyżywienie.
Nagle okazuje się, że nie ma pieniędzy na jedzenie, bo mieszkanie
było za drogie (prawdę mówiąc nie zgodziliśmy sie mieszkać z
rodziną i musieli wynając dla nas coś pomiędzy mieszkaniem a
domem szeregowym). Kalimantan jest dużo bogatszy od Jawy, ponieważ
znajdują się tutaj złoża węgla, ropy i złota, uprawy palm na
olej i tym podobne intratne biznesy. Dlatego też wszystko jest dużo
droższe, w tym jedzenie, jeśli musielibyśmy pokrywać wydatki na
posiłki z naszej pensji to zmniejszyłaby sie o połowę. Wczoraj
wywalczyliśmy catering dwa razy dziennie, ale szefowa w Jakarcie
chce nam dodać dwa dodatkowe dni, za dzień w którym będziemy
przedłużać wizę w Balikpapanie i za jakieś święto narodowe. O
ile rozumiem odrabianie straconego dnia pracy z powodu wizy, o tyle
nie rozumiem czemu mam być odpowiedzialna za kalendarz świąt i dni
wolnych w Indonezji.
Oczywiście udajemy tutaj
malżeństwo, gdyż nieskazitelne społeczeństwo muzułmańskie
doznałoby szoku moralnego widząc niezamężną parę mieszkającą
razem. Jeszcze mogliby mnie ukamieniować. Wiele udawać nie musimy,
bo jesteśmy razem ponad 5 lat i faktycznie jesteśmy dla siebie
małżeństwem pod każdym względem, jedynie papieru brak, ale
kiedyś w końcu i papieru się dorobimy. A czas leci tak szybko, że
sama nie mogę uwierzyć w to, że mam już 25 lat, Zbyszek 27,
poznaliśmy się jak miałam 19, a on 21, wydaje mi się to wręcz
nierealne.
Wspominki innym razem, a
teraz garść informacji o sytuacji obecnej. Mieszkamy w Tanah
Grogot, na wshodnim Kalimantanie. Od 8 rano, (czasem 7.30) do 12.00
robimy promocje oferty w szkołach, potem mamy chwile wolnego i
zaczynamy uczyć od 16.00 do 18.00, a potem robimy konwersacje od
19.00 do 21.00. Następnie jesteśmy potwornie zmęczeni, jedziemy do
naszego wypłytkowanego pustego domu, zmywamy z siebie cały ciężki
dzień i oglądamy filmy. Ostatnio zachciało nam się obejrzeć
Trylogię. Sienkiewicza. Taaaak, ta niby nudna lektura szkolna, a
jednak berdzo zajmująca i pieknie pokazująca polską fantazję za
którą tęsknimy, cóż bardziej polskiego mogliśmy znaleźć?
(“Pana Tadeusza” pokazaliśmy naszym Indonezyjczykom w już
Malangu i teraz stał się dla nich synonimem określenia “polski
film” - niezrozumiały, górnolotny, nie wiadomo o czym., powinni
zoczyć ostatnie polskie produkcje to by zmienili zdanie). Od dziecka
uwielbiałam Pana Wołodyjowskiego i Baśkę, teraz zachwyciłam się
Kmicicem z Potopu (niestety zasnęłam w trzeciej godzinie i jeszcze
muszę dooglądać), Zagłoba jak zawsze rubaszny, wzorowany na
Falstafie z Szekspira. A wczoraj oglądaliśmy Drogówkę
Smarzowskiego, początkowo byłam zniesmaczona wulgarnoscią żartów
i przedstawieniem wizerunku polskiej policji, ale potem akcja sie
odrobinę uspokoiła. Nowa wersja “Popiołów Czasu” Won Kar Waia
była jeszcze bardziej poetyczna i zachwycająca grą kolorów, a
przy tym bardziej zrozumiała niż poprzednia. Brakuje nam nowych
filmów, mamy internet w szkole, możemy ściągać, tylko co?
A nasi uczniowie nie
znają Władcy Pierścieni, nawet nie wiedzą kim są elfy i
krasnoludy. Trylogia Tolkiena została zbanowana w Indonezji jako
antyislamska i rasitowska, bo orkowie przypominają arabskich
wojowników, pozytywni bohaterowie są biali, a źli przychodzą ze
Wschodu to pewnie są muzułmanami. Absurd.
Muszę kończyć i budzić
Zbyszka, bo o 10 jesteśmy umowieni z szefem na dalsze pertraktacje i
podpisanie kontraktu, od czego zależy czy tuataj zostaniemy. Po
miesiącu zamierzamy wskoczyć na motor i w pięć dni przejechać
1000 km do granicy z Malezją na zachodnim Borneo. Smaku całej
wyprawie dodaje fakt, że na mapie nie ma zaznaczonej drogi, ale
podobno da sie przejechać.
I tak przemęczymy sie
jeszcze trzy tygodnie, aby potem znów być w drodze, wolni i
niezależni, przemierzając dzikie tereny pod równikiem. Zbyszek
chce przejechać całe Borneo dookoła, cel szczytny, ale trudny i
niebezpieczny, nie to co masaże i imprezy w Bangkoku.
Tempus fugit, oj fugit. Tydzień mija coraz szybciej. Ostatnio Kasia wyciągnęła analogię między zwiększającym sie tempem roszerzania się wszechświata a postępującym z wiekiem poczuciem coraz szybszego przemijania czasu.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że zaczynacie to dostrzegać, bo - jak wiecie - oczekuję od Was czegoś ważnego.
Co do kina, to nie chciałbym odrywać od stosunkowo radosnych doznań trylogicznych (dla mnie jednak nieco troglodycznych), ale polecam kino skandynawskie, dokumentalne i nowszego Almodovara - sczczegóły w emailu, bo tam wygodniej mi sie pisze.
Pozdrawiam, ściskam i życzę wytrwania w pracy, której istotą jest to, że nie jest rozrywką.
PPG
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z twierdzeniem, że isotą pracy jest to, że nie jest rozrywką. Dobrze dobrana praca może dostarczyć tyle samo satysfakcji i radości co niejedna rozrywka, a może nawet i więcej. Zazwyczaj kiedy prowadzę warsztaty z kompetencji międzykulturowych czy uczę co sprytniejsze dzieciaki, a następnie widzę ich zaangażowanie i postępy, to potem jestem bardziej zadowolona niż po seansie w kinie. Jestem pewna, że przy spokojnym życiu na farmie, żyjąc zgodnie z naturą, dosładzając sobie prowadzeniem warsztatów i treningów można osiągnąć harmonię pomiędzy pracą a rozrywką, a może nawet znieść różnicę pomiędzy nimi. Jestem świadoma, że to zbyt idealistyczne podejście, ale co nam pozostanie z młodości, gdy zaniechamy górnolotnych marzeń i ideałów? Obecnie zbyt wielu dwudziestoparolatków zachowuje się jakby byli po 40, pewnie nigdy nie wywołaliby Powstania Warszawskiego, bo uznaliby to zbyt ryzykowne i nieracjonalne.