niedziela, 2 lutego 2014

Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. 

Chyba po gębie, bo tak się czujemy codziennie rano jak trzeba wstać do pracy, jakby ktoś nas porządnie trzepnął i aż do pierwszej kawy nie możemy się otrząsnąć z porannego szoku. Niemniej jednak praca jest dość wygodna i mało wymagająca. Zbyszek pracuje w Mario, prywatnej szkole językowej, prowadząc konwesacje po trzy godziny dziennie i czasem robiąc promocje. Dowozi mnie też do pracy, zajmuje się motorem i organizacją naszych planów. Ja prację w ETIBIZ – Lembaga Teknologi Informasi dan Biznis, coś w stylu studium dla uczniów, którzy skończyli liceum, zdali egzaminy państwowe, ale nie chcą iść na Uniwersytet. Codziennie rano mam z nimi dwie półtoragodzinne sesje konwersacji. Potem mam lekcje popołudniowe w SSC – Sony Sugema College, placówce edukacyjnej, która przygotowuje dzieci do zdawanie egzaminów. Coś jak zinstytucjonalizowane korepetycje, przede wszystkim z fizyki, matematyki, chemii i angielskiego. W sesji popołudniowej czasem pracuję od 15 do 20, a czasem tylko od 18 do 20. W większości mam licealistów. Jak mam przerwę pomiędzy zajęciami to daję prywatne lekcje dwa razy w tygodniu dla licealistek Mei i jej kuzynki Nadi oraz w innym czasie Winony. W soboty treningi z angielskiego dla zespołu pracowników ELTIBIZ i SSC (ten sam szef). Dwa tygodnie temu prowadziłam otwarty trening, mający wskazać proste i efektywne sposoby uczenia. Za dwa tygonie ruszymy z całotygoniowym treningiem dla studentów – Speak up! Intensive English Course based on Trainings: Confidence and Motivation, Cross Cultural Understanding, Memory Improvement, Effective Learning, Leadership and Management, Relaxation Techniques. Mój autorski program, jeszcze go nie przygotowałam. Mai pen rai jak powiadają Tajowie. 

Pracuje nam sie dużo lepiej niż w Tanah Grogocie, inteligentniejsi ludzie, bystrzejsi uczniowie, na poły chrześcijańskie miasto, kościoły i sklepy alkoholowe prawie na każdej ulicy. Da się przeżyć. Ale żeby żyć potrzebujemy czegoś więcej. Jak to Zbyszek zgrabnie określił, publiki wysokiej jakości, kogoś kto doceniłby nie tylko schludność naszych pracowniczych kostiumów, efektywność w pracy i poczucie humoru na spotkaniach towarzyskich. Brakuje nam rozmów ociekających melancholią, a czasem tryskających pasją i zacietrzewieniem. Chleba i Wina. Polski.





Bywają rozmowy dość gorączkowe, zazwyczaj z biznesmenem Hassanem, jego kolegą o donośnym głosie - geologiem i Rudim od spraw paranormalnych. Hassan jest Batakiem z Sumatry, absolwentem prawa, muzułmaninem i co ciekawe, pasjonatem piwa i whisky. Często grywa w golfa z wojewodą i dostaje od niego różne prezenty w stylu lodówek, telewizorów i innych sprzętów. Jego żona chodzi na aerobik, body language i jeździ dżipem. Jego cztery perskie koty są grube i leniwe. Jego trójka dzieci jest sympatyczna, pulchna i z perspektywami na przyszłość. Jego nowi przyjaciele Patrisia i Zbisek, mieszkają w jego drugim domu, który jest inwestycją na przyszłość, bo podobno mają przenieść stolicę do Palangkarai i ceny nieruchomości idą w górę. Kolega o donośnym głosie, też jest Batakiem, mianuje się rodziną Hassana, bo u nich bardzo ważna jest klanowość i gdzieś w którymś pokoleniu schodzą się ich klany. Wykłada na uniwersytecie coś związanego z geologią i archeologią. Nigdy nie mogę zapamiętać jego imienia, ale to zazwyczaj z nim się kłócę, ostatnio o mało nie dałam mu w twarz, tak bardzo mnie zdenerwował swoim dogmatycznym myśleniem. Za brak poparcia w dyskusji ze strony polskiej, wyżyłam się na Zbyszku. Mimo to, wszystkich ich lubię, są może trochę zaślepieni, ale dość inteligentni i zabawni. Rozmawialiśmy o polityce i kulturze, czyli jak zwykle, ale czasem zdarza się też o religii i prawie. Oczywiście takie rozmowy kończą się buziakami w policzek na pożegnanie i zapewnieniem o głębokiej przyjaźni, bo przecież w Indonezji wszyscy są braćmi, zgadzają sią ze sobą i pomagają wzajemnie. Bzdura totalna. Hipokryzja i intryganctwo. Aj, przesadzam, ale to też się zdarza. Rudi Gondrong, ten od spraw paranormalnych, jest bikerem i to on nas wprowadził w to towarzystwo. Trochę mroczny, jawajski typ w stylu dawnych książąt z Majapahit, dumny, opanowany, przywiązany do tradycji, rozmawia z duchami, zna się na magii i masażu leczniczym, jak się napije to potrafi opowiadać z pasją. Jest gubernorem klubu Honda Cb na całym Borneo. Ma żonę Dajaczkę i synka Rawkę, który boi się kotów. Prawdopodobnie pracuje na budowie. Łatwo się obraża. Ach, zapomniałam o Essenie, szwagier  Hassana, dawniej chrześcijanin, potem przeszedł na islam. Ma drobną żonę z krótkimi włosami, która oczywiście nie nosi chusty. Nie mają dzieci. No tak, wszyscy wyżej wymienieni wyznają islam. Ale,ale! Jak to? Alhohol, imprezy, atrakcyjne żony bez chust? Muzułmanin na wyższym poziomie muzułmaństwa nie musi stosować się do reguł?  Nuu, tak to wygląda. Sam wybiera co jest właściwe dla niego i jego rodziny.

A o regułach, prawach i przykazaniach poniżej.

Względem ostatniego postu, odwagi cywilnej i dumy, należą się szersze wyjaśnienia. Mógłby ktoś pomyśleć, że odwoływałam się do bezwzględnej dobroci i miłosierdzia, zakrawających na niesamowitą naiwność. Wszystkie pojęcia są śliskie i rozmyte, można je dopasować do każdej sytuacji. Bycie prawym wymaga wybrania pewnego kodeksu, według którego można osądzać czy coś jest prawe czy nie. Ale jak wybrać właściwy zbiór praw, którymi człowiek powinien się kierować? Dekalog? Prawa Człowieka? Uniwersalne wartości? Ale jakie? Nasze europejskie? A może buddyjskie są lepsze? Czemu nie taoistyczne czy konfucjańskie? Przestrzegać ich dogmatycznie czy wybiorczo i elastycznie? Nawet wydawać by sie mogło najbardziej podstawowe “Nie zabijaj”, w pewnych sytuacjach może byc problematyczne, nie mówiąc o innych. Miłosierny król wpuszczając trędowatych za mury miasta naraża resztę poddanych. Zamykając bramy przed kilkoma można ocalić tysiące. Cierpiącego dobić czy skazać na męki w imię szlachetnych pobudek?  Podobno piekło jest usłane dobrymi intencjami.You have to be realistic about these things. Gdy ktoś stara się być zbyt dobry, może czasem wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Wybrałam jedną zasadę, która najbardziej mi odpowiada - Do the right thing to do. Zrobić właściwą rzecz do zrobienia, zawsze zależnie od sytuacji, polegając na własnej intuicji i zdrowym rozsądku, w końcu ja będę za to sądzona, a nie autor kodeksu, wedle którego się kierowałam, przecież nie mógł przewidzieć wszystkich okoliczności. To jak wykonywanie rozkazów, bez uprzedniego zastanowienia się nad jego sensownością, rozwiązanie, które w jednej sytuacji wydaje się odpowiednie, w innej już nie funkcjonuje tak dobrze. Nie da się wszystkich zadowolić, dla wszystkich być dobrym, chodzącym świętym. You have to be realistic about these things. Niemniej jednak nie zawsze może się to pokrywać z uniwersalnymi prawami, ale dla mnie każda sprawa jest indywidualna i wymaga osobnego rozważenia, a nie podłożenia jej pod przykazanie numer 7, prawo nr 321 czy inne przyjęte formy regulowania naszych zachowań. To wszystko jest dobre dla tych, którzy nie chcą brać zbyt wielkiej odpowiedzialności za siebie i innych, decydować samemu co jest właściwe, po prostu żyć normalnie i spokojnie, a do tego potrzebują jasnych wytycznych. Zbyt mało takich, którzy myślą niezależnie i zastanawiają się nad naturą swojego postępowania, dużo łatwiej, podążając za jakimś chwalebnym kodeksem, zwolnić się z ciężaru myślenia. Nikt poza pełnią mej osoby, której częścią jest On, nie będzie mi dyktował jak żyć. Aj, być dobrym człowiekiem to głupota, nie ma dobrych ludzi, w sensie bezwzględnym, nawet jeśli ktoś w intencji ma dobro, może się zdarzyć, że rezultaty będą odwrotne. Dlatego wybrałabym prawego króla, nie dobrego. Takiego, który wie co zrobić, zależnie od sytuacji. Który kieruje się empatią, rozsądkiem i mądrością. Czasem heroiczny czyn, a czasem mniejsze zło. You have to be realistic about these things. Dlatego też pozwalam, aby taki władca  rządził moimi czynami, takiego zaprosiłam ostatnimi czasy, pozwolę mu się rozgościć w moim umyśle, a jeśli mnie zawiedzie, to skażę go na banicję i wybiorę jakąś inną formę rządów.

Aby troszkę rozweselić nasze rozważania wstawiam kilka zdjęć z wysepki Derwan, położonej od wschodniej strony Borneo. 



drzewo w wodzie
nowe umiejętności - wspinanie się po palmie



Duże muszelki







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz